Przejdź do treści

ekskluzywny wywiad: „jednodniowy burmistrz” Paweł Pecura odpowiada „na surowo” – Dla mnie najważniejsze jest, by w Ostrowi budować mosty między ludźmi.

1.Jakie było Pana pierwsze wrażenie po wejściu do ratusza w roli „Jednodniowego Burmistrza”? Czy coś Pana zaskoczyło w sposobie działania urzędu?


Pierwsze wrażenie? Odpowiedzialność. Ratusz ma swoją symbolikę, energię i ciężar decyzji, które zapadają w jego murach. Z drugiej strony czułem też naturalność – przez kilka lat byłem pracownikiem urzędu, znam ludzi, rytm funkcjonowania i procedury. Tym razem miałem inną perspektywę, ale atmosfera profesjonalizmu i współpracy była taka sama, jaką zapamiętałem. Bardzo doceniam ciepłe powitanie przez pana burmistrza, panią wiceburmistrz i dyrektora wydziału organizacyjnego. Od początku było widać, że to będzie wyjątkowy dzień — i taki rzeczywiście był.

2. Z jakimi problemami lub ograniczeniami spotkał się Pan podczas tego symbolicznego dnia? Czy jako radny wcześniej zdawał Pan sobie sprawę ze skali tych wyzwań?


To, co od razu widać, to ciężar procedur i przepisów. Jako radny i były urzędnik miałem tego świadomość, ale dopiero symboliczne „przejęcie sterów” uświadamia, jak bardzo odpowiedzialność za decyzje i za ludzi, którym ją delegujemy, jest realna. Program dnia przygotowany dla mnie obejmował przyjemniejsze elementy pracy burmistrza – ale wiem, że rzeczywistość to dziesiątki decyzji dziennie, często trudnych i wymagających szybkiej reakcji. To doświadczenie bardzo pokazało, jak ważny jest dobry plan, przygotowanie i zespół, który ze sobą współpracuje.

3. Czego dowiedział się Pan o funkcjonowaniu ratusza i obsłudze mieszkańców, czego nie widać z perspektywy radnego opozycyjnego wobec obecnych władz miasta?


Przypomniałem sobie coś, o czym często zapominamy w debacie publicznej, za każdą decyzją, dokumentem i inwestycją stoją konkretni ludzie i ich praca. Rada widzi efekty, ale nie zawsze proces. Ważne jest połączenie doświadczenia pracowników z wieloletnim stażem z energią i świeżym spojrzeniem młodszych. Rozmawiałem też z mieszkańcami załatwiającymi sprawy w urzędzie. Zgłaszali potrzebę osoby, która pełniłaby funkcję „miejskiego opiekuna spraw mieszkańców”, pomagając krok po kroku przejść przez formalności np. przy organizacji wydarzeń. To ważna uwaga — entuzjazm obywateli nie może ginąć w procedurach.

4. Czy po tym doświadczeniu pojawiła się w Panu realna chęć kandydowania na stanowisko burmistrza w przyszłych wyborach – np. w 2029 roku?


Nie traktuję samorządu jako kariery politycznej, a jako służbę mieszkańcom. Jeśli zdecyduję się wystartować, to tylko dlatego, że Ostrowi potrzebna będzie zmiana stylu zarządzania na bardziej otwarty, współpracujący i nowoczesny. Dziś samorząd ma budować wspólnotę, nie podziały. Nie wykluczam takiej decyzji, ale wymagałaby ona rozmowy z mieszkańcami oraz zgody mojej rodziny, bo praca burmistrza to pełne zaangażowanie przez całą dobę.

5. Jest Pan kojarzony z lokalnymi strukturami PiS. Gdyby zdecydował się Pan startować – byłby Pan kandydatem obywatelskim, czy kandydatem partyjnym, a może miasto potrzebuje nowego lokalnego komitetu i byłby Pan chętny na jego reprezentowanie jako kandydat ?


Tak, działam w lokalnych strukturach PiS i nigdy tego nie ukrywałem. Jednocześnie przez lata angażuję się w projekty społeczne ponad podziałami. W samorządzie liczą się rozwiązania, nie barwy polityczne. Jeśli kiedyś będę kandydował, to w formule szerokiej współpracy, łączącej ludzi o różnych poglądach. Ostrów nie potrzebuje murów, tylko mostów.

6. Jakie są trzy rzeczy, które zmieniłby Pan w funkcjonowaniu miasta, gdyby to Pan naprawdę pełnił funkcję burmistrza Ostrowi Mazowieckiej?


Dla mnie najważniejsze jest, by w Ostrowi budować mosty między ludźmi.

6. Jakie są trzy rzeczy, które zmieniłby Pan w funkcjonowaniu miasta, gdyby to Pan naprawdę pełnił funkcję burmistrza Ostrowi Mazowieckiej?


Po pierwsze:  systemowe otwarcie ratusza na mieszkańców. Dziś oczekiwania obywateli wobec samorządu są inne niż 10 czy 20 lat temu. Chciałbym wprowadzić realny mechanizm dialogu — konsultacje społeczne z prawdziwego zdarzenia, budżet obywatelski nastawiony na aktywizację mieszkańców, cykliczne spotkania na osiedlach i pracę urzędu „w terenie”, a nie tylko zza biurka. Ważna byłaby też funkcja miejskiego „opiekuna spraw mieszkańców”, który pomaga przejść formalne procesy i nie pozwoli, by ktoś z dobrym pomysłem odbijał się od drzwi do drzwi.

Po drugie: bardziej strategiczne podejście do rozwoju i inwestycji. Ostrów potrzebuje długofalowego planu rozwoju gospodarczego opartego na współpracy z przedsiębiorcami, wykorzystaniu naszego potencjału logistycznego i inwestowaniu w kapitał ludzki. Jednocześnie projekty miejskie powinny mieć jasno określone cele, mierzalne efekty oraz uzasadnienie ekonomiczne. Każda złotówka wydana dziś powinna przynosić przyszłe dochody i poprawiać jakość życia mieszkańców. Chciałbym też, aby pozyskiwanie funduszy zewnętrznych było traktowane jako stały proces, a nie doraźna szansa.

Po trzecie: priorytet dla jakości życia i zatrzymywania mieszkańców. W przyszłości miasta będą konkurować przede wszystkim o ludzi. Dlatego stawiałbym na rozwój oferty dla rodzin, seniorów, a zwłaszcza młodych – przestrzeń do aktywności, kultury, sportu i pracy. Liczą się drobne rzeczy: infrastruktura rowerowa, zieleń miejska, dobre planowanie przestrzenne, wsparcie dla edukacji i organizacji społecznych. Chciałbym, aby Ostrów była miejscem, w którym można żyć nowocześnie, blisko natury i z poczuciem sprawczości.

7. Jak ocenia Pan kondycję finansową miasta i kierunek, w jakim zmierza jego budżet? Skąd – jako potencjalny przyszły włodarz – szukałby Pan środków na rozwój miasta: w inwestorach, cięciu wydatków czy podnoszeniu podatków? 


Miasto nie jest w kryzysie finansowym, ale potencjał rozwojowy nie jest wykorzystywany optymalnie. Widziałem budżet z trzech perspektyw: jako pracownik, radny i teraz symbolicznie jako burmistrz. Największym wyzwaniem jest strategiczne zarządzanie środkami i aktywne ich pozyskiwanie. Moim zdaniem przyszłość trzeba planować ofensywnie, nie zachowawczo. Od ponad 10 lat pracuję w obszarze funduszy unijnych. Obecnie jestem prezesem firmy zajmującej się pozyskiwaniem takich środków. W przyszłych latach, również po 2028 roku, będą kolejne olbrzymie możliwości na pozyskiwanie wielomilionowych środków na inwestycje. Jednak właśnie to, że aktywnie działam w biznesie, daje mi możliwość spojrzenia na dotacje z drugiej strony. Samymi dotacjami nie wygramy przyszłości naszego miasta. Nie można cały czas liczyć na to, że „coś nam skapnie”. Dotacje to transfer środków od jednych do drugich. Nie możemy zakładać, że cały czas będziemy otrzymywać takie wsparcie. Raczej musimy skoncentrować się na tym, że dotacje mogą być szansą na przyśpieszenie pewnych procesów gospodarczych. Mają tak zostać wykorzystane, żeby można było je nazwać inwestycją w przyszłe dochody. A dochody biorą się z prężnie rozwijających się firm. To przedsiębiorcy tworzą miejsca pracy. Należy więc o nich dbać, ale przy tym tworzyć miasto dobre do życia dla jego mieszkańców, tak żeby ludzie chcieli spędzać w nim swoje życie. Dlatego też oferta miasta musi być szeroka, zwłaszcza w perspektywie prognoz demograficznych, które dla zdecydowanej większości polskich gmin są zatrważające. Wg najnowszej prognozy GUS w 2060 roku będzie nas mieszkać w Polsce 30,9 mln osób przy obecnych 37,8 mln osób. To samorządy będą konkurować i już konkurują ze sobą o mieszkańców. Im wcześniej, jako samorządowcy, zdamy sobie z tego sprawę, tym lepiej.

8. Jak Pan postrzega relację ratusza z mieszkańcami? Czy miasto jest dziś wystarczająco otwarte na głos obywateli? Jaki jest Pana stosunek do dostępu do informacji publicznej ?


To relacja z potencjałem do poprawy. Mieszkańcy chcą być partnerami, nie tylko obserwatorami. Dostęp do informacji publicznej, zarządzeń czy nagrań z komisji, to standard demokratyczny, a nie uprzejmość. Miasto powinno być bardziej transparentne, proaktywne i obecne w dialogu z różnymi grupami: młodymi, przedsiębiorcami, seniorami, organizacjami społecznymi.

9. Jakie ma Pan refleksje po jednodniowym „burmistrzowaniu” – czy to doświadczenie utwierdziło Pana w przekonaniu, że samorząd lokalny potrzebuje zmian? Jakich konkretnie?


Podczas „jednodniowego burmistrzowania” zorganizowaliśmy w gabinecie burmistrza posiedzenie „jednodniowego zarządu miasta”. Zaprosiłem przedstawicieli różnych grup społecznych. Były to osoby młode, bo zależało mi na tym, żeby to właśnie ich głos przebił się w przestrzeni publicznej. Opracowaliśmy też listę kilkudziesięciu propozycji do wdrożenia w naszym mieście. Jedne są mniejsze, drugie większe. Jednak każda z tych spraw to głos mieszkańców. Do dzisiaj otrzymuję kolejne postulaty do wpisania na listę. I to jest właśnie przykład tego, w czym się utwierdzam. Z ratusza nie widać wszystkiego. Nie można zamknąć się w urzędzie, bo po pewnym czasie straci się poczucie rzeczywistości. Urząd jest dla mieszkańców i to urząd powinien być wśród mieszkańców. Jednym z pomysłów wyklarowanym podczas „dnia burmistrzowania” było wyznaczenie reprezentanta miasta do działania wśród mieszkańców. To, żeby to właśnie ta osoba przebywała wśród ludzi i diagnozowała ich potrzeby. Jako przykład możemy tu wskazać młodzież, która niekoniecznie musi być na tyle otwarta, żeby samemu pójść do urzędu czy jakiejś miejskiej instytucji i zgłosić jakąś potrzebę. Nie wszyscy w młodym wieku czują chęć uczestnictwa w życiu publicznym, a duża część z tych osób spotyka się w swoich grupkach i przebywa np. w parku miejskim. Potrzebny byłby ktoś, kto spotkałby się z nimi, porozmawiał, sprawdził czego potrzebują i jak miasto może im pomóc. Czasami będą to mniejsze, a czasami większe sprawy. Czasami drobnostki, których wdrożenie nie będzie dużym kosztem, a bardzo ułatwi funkcjonowanie w przestrzeni miejskiej.

10. I na koniec – co by Pan powiedział młodym ludziom z Ostrowi Mazowieckiej, którzy coraz częściej wyjeżdżają i nie widzą tu przyszłości? Czym Pan by zachęcił tych co wyjechali do powrotu np. już w 2029 roku, co im można konkretnie „na już” zaoferować ?

To pytanie jest dla mnie osobiste. Wyjechałem na studia do Warszawy i przez chwilę myślałem, że już nie wrócę. Jednak brakowało mi Ostrowi, ludzi, ulic, lasów, rodziny. Zrozumiałem, że stolica nie jest dla mnie. Studiowałem politologię ze specjalizacją samorządową, dlatego po powrocie zacząłem interesować się tym, co dzieje się w mieście. Dużo podróżowałem i porównywałem różne miejsca z Ostrwią. Wiedziałem, że samorząd może działać inaczej, więc poszedłem do urzędu z prezentacją. Po rozmowie z ówczesnym, nowo powołanym wiceburmistrzem Zbigniewem Chrupkiem zostałem zaproszony na staż i rozpocząłem pracę przy funduszach unijnych. Ta droga trwa do dziś. Prowadzę firmę pozyskującą dotacje i pracujemy w całej Polsce. Piszę o tym, by pokazać, że także w Ostrowi można się rozwijać zawodowo, społecznie i rodzinnie. Każdy ma swoje powody wyjazdu, ale ja uważam, że dobrze zrobiłem, zostając. Mamy tu świetnych ludzi i bogatą ofertę sportową, kulturalną i edukacyjną. Do Warszawy dojedziemy w godzinę, a do pracy znajdującej się w naszym mieście w pięć minut. W czasach cyfryzacji warto dać szansę swojej rodzinnej, spokojnej i przyjaznej naturze miejscowości.


Wywiad został przeprowadzony w formie pytań wysłanych e-mailem do Pana Pawła Pecury, na które udzielił on odpowiedzi. Paweł Pecura odpowiedział na wszystkie zadane pytania. Odpowiedzi bez edycji w formie oryginalnej zamieszczamy na stronie.