Przejdź do treści

Miasto na smrodzie, skażonej ziemi i wodzie oraz smogu – jaka przyszłość ?

Ostrów Mazowiecka stanęła na skrzyżowaniu zagrożeń ekologicznych — trzech sytuacji kryzysowych, które grożą naszemu powietrzu, ziemi i zdrowiu

Miasto, które kiedyś było – albo by mogło być – symbolem umiarkowanego rozwoju na peryferiach Mazowsza, rozwoju w latach 90 tych, dziś w wielu aspektach stoi na progu kryzysu ekologicznego. To nie propaganda, to zbiorcza obserwacja: programy, które miały chronić środowisko, stają się symbolami złudzeń; zakłady produkcyjne – źródłami uciążliwości; a zaniedbane, porzucone tereny – potencjalnym żywiołem zagrożenia. Poniżej trzy opowieści ostrzegawcze, które scalają się w jeden obraz: czy Ostrowianie dotrwają do jutra w zdrowiu?

„Szwajcar” – autobusy elektryczne, ładowarki, dron, wyświetlacze jakości powietrza, mała obwodnica  i inne — pomysły, które miały nas ocalić przed smogiem, ale rozmyły się w definicjach.

W mieście cichutko przewija się idea tzw. programu „Szwajcar” — jako symbol dotacji, które miały być przeznaczone m.in. na poprawę jakości powietrza w Ostrowi (!) To była obietnica: że nasze ulice, nasze osiedla przestaną się dusić spalinami, pyłami, ale dziś już wiemy: nie „załapaliśmy się”. Co z tego – problem pozostaje — jak ostry cień mgły, no chyba, że ta „zielona” teza była zrobiona tylko „pod program”. (???)

Nawet w 2024 roku Ostrów Mazowiecka testowała autobus elektryczny Yutong E7S na trasach miejskich, co pokazuje, że myśl o taborze zeroemisyjnym nie jest całkowicie martwa, ale to był tylko test pewnie pod „szwajcara” — nie systematyczna strategia. Miasto nie ogłosiło programu zakupu floty elektrycznej ani nie wskazało, jak sfinansować ładowarki, infrastrukturę, serwis w inny sposób niż w „Szwajcarze”. Temat umarł ? Kiedy inne miasta z powodzeniem sięgają po dotacje (jak Ostrołęka, która podpisała umowę na elektryczne autobusy), u nas pozostaje fragmentaryczne „sprawdzanie”, a mieszkańcy zmagają się z problemem zanieczyszczeń powietrza. Raczej niezałapanie się na „szwajcara” przekreśliło te plany z powodów finansowych – miasta nie stać na taką rewolucję bez jakiś dotacji.

Pytanie do miasta i gminy brzmi: co zrobicie z tym widmem „Szwajcara” w zakresie poprawy jakości powietrza, który dał nadzieję, a niczego nie zaprogramował na stałe? Czy znowu pozwolicie umrzeć projektowi, albo by pozostał jako retoryczna ozdoba i event?

2. Smród z mleczarni – fetor od lat – normy które „coś udają”

To problem, o którym mówią wszyscy — mieszkańcy okolic ostrowi, radne, radni. Od lat — „smród nie do zniesienia”.

Przyczyną nieprzyjemnych zapachów są osady  fermentujące w mleczarni, czy coś w tym stylu. To znaczy: proces, który powinien być ujęty w system, jest prowadzony metodą „okresowego nasilenia odorów”. Mieszkańcy narzekają, że fetor występuje i w dzień, i w nocy. Opinie mówią o niemożności otwarcia okien, niemożności spokojnego spaceru.

W radzie miasta sesje dotyczące tego problemu spotykają się z symbolicznymi pismami i odpowiedziami, pełnymi frazesów o „inwestycjach środowiskowych”, które bardziej gaszą głosy niż rzeczywiście rozwiązują sprawę. Mleczarnia zapewnia, że modernizuje zakład, że przestrzega norm — lecz mieszkańcy mówią, że to wygląda bardziej jak „doświadczenie zapachowe”, próbne emisje niż realna ochrona ich zdrowia.

Dodajmy, że w tym roku mówimy już o osadach z powietrza jako nowym problemie — nowej uciążliwości. To był sygnał alarmowy – awaria filtrów, zdarza się, ale trwała ona za długo. Wierzymy, że to był jednostkowy incydent.

Jeśli samorząd lokalny nie zmusi zakładu do realnych działań — inwestycji w technologię redukcji odorów, zamkniętych systemów, monitoring niezależny — mieszkańcy muszą wziąć sprawy w swoje ręce i wyciągnąć przy następnych wyborach samorządowych wnioski. Szok ? No tak, po to drodzy radni jesteście wybierani, aby realnie działać w naszym imieniu. Nie jesteście skuteczni – będzie zmiana. Tak to działa.  Widzimy, że jest „chęć” w samym zakładzie do modernizacji,  trzeba im tylko pomóc.

3. Tereny po dawnej nasycalni PKP — gleba skażona, woda zagrożona

Były zakład nasycalni podkładów kolejowych (tzw. „nasycalnia PKP”) od dekad ciągnie się jak duch przeszłości nad Ostrowią. W ziemi — chemikalia z impregnacji podkładów kolejowych — i w wodzie gruntowej — substancje, które już dziś mogą przemieszczać się w stronę ujęć, z których mieszkańcy czerpią wodę.

W lipcu 2025 roku władze miasta i Zakład Gospodarki Komunalnej uczestniczyły w spotkaniu z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska, w którym poruszono temat skażeń gruntów w rejonie dawnej nasycalni i ryzyka „emisji” do wód pitnych. Miasto mówi dziś o działaniach, jakie zastało, i krokach, które ma podjąć — ale to dopiero sygnały, nie konkretne harmonogramy działań.

Już w 2014 r. mieszkańcy pytali, co się dzieje przy nasypie kolejowym i na terenie dawnych rozkopów nasycalni — o dziwną maź, niezabezpieczone tereny, możliwość przenikania zanieczyszczeń do ujęcia wody przy ul. Sikorskiego. Wówczas odpowiedzią było, że PKP odpowiada, że będą działania rekultywacyjne, że grunt powierzchniowy będzie wywożony. I co zrobiono  przez te 10 lat?

Teraz władze mówią o monitoringu wód gruntowych prowadzonym przez ZGK, o prezentacji stanu skażeń, o współpracy z nadzorami — ale nie słychać o audytach niezależnych, nagłośnieniu medialnym sprawy, o zobowiązaniach ustawowych, o konkretnych działaniach, które zakończą sprawę. Nowe studnie to konkretny i dobry ruch, ale czy wystarczający?

Jeśli PKP bądź instytucje państwowe nie zostaną zmuszone do natychmiastowych działań — pełnej rekultywacji, izolacji stref skażenia, zabezpieczenia dróg migracji zanieczyszczeń — to nie jest pytanie „czy”, lecz „kiedy” skażenia dotrą tam, gdzie pijemy wodę. Padła termin „za rok”. Mamy się procesować z PKP – ile to czasu zajmie, a co to przyspieszy? Ile będzie kosztowało?

Apel do władz: co możecie zrobić, zanim będzie za późno

Na koniec — kilka wskazań (lub żądań) do władz miejskich i gminnych, by przestały reagować dopiero, gdy mieszkańcy zawołają z bólu:

  1. Strategia „czysty transport na serio
    Przygotujcie plan zakupu autobusów elektrycznych i komunikacji miejskiej w skali całego miasta, z budżetem, z harmonogramami budowy ładowarek, z serwisem i monitoringiem. Niech testy zmienią się w systemem komunikacji w mieście i gminie. Wnioski o dotacje trzeba składać agresywnie, nie czekać, aż przewędrują do bardziej obiecujących gmin. No i niech urzędnicy zrezygnują z aut spalinowych – na rowery kochani – dawajcie dobry przykład, to nie będzie problemu z parkowaniem przy urzędzie na co zwrócił uwagę jeden z radnych.
  2. Zmuszenie mleczarni do pełnej transparentności i technologii antyodorowej
    Nie wystarczą deklaracje i puste pisma. Wymagajcie zewnętrznego audytu emisji odorów, instalacji biofiltrów, zamkniętych fermentatorów, realnego rachunku kosztów środowiskowych. Jeśli zakład nie da rady — trzeba podjąć trudne kroki i ewentualnie wymusić ograniczenie produkcji dopóki technologia się nie dostosuje. Jeżeli można zakładowi pomóc – pomóżcie, a jeżeli docisnąć… Sama „nadzwyczajna rada” nie załatwi sprawy.
  3. Pełna rekultywacja i remediacja terenu po nasycalni
    Współpraca z PKP, instytucjami naukowymi, RDOŚ i wojewódzkimi inspektoratami — i zobowiązanie formalne (np. w decyzji administracyjnej) do zakończenia prac w określonym terminie. Nagłaśnianie medialne sprawy, pozyskanie ekspertów z zewnątrz, monitoring niezależny, audyty chemiczne, strefy ochronne wokół ujęć wody.
  4. Partycypacja mieszkańców i jawność danych
    Regularne raporty środowiskowe (smrodzenie, jakość powietrza, parametry wód), wykresy, spotkania konsultacyjne, dostęp do danych. Niech mieszkańcy widzą, czym oddychają, piją i co  się dzieje pod ich domami. Pełna transparentność.
  5. Presja na organy wyższego rzędu
    Ponieważ PKP to instytucja państwowa, władze miasta i gminy muszą interweniować „u góry”, inspekcji ochrony środowiska, posłów, by dociągnąć odpowiedzialność. Nie dopuśćcie do przedłużania terminów — to musi być sprawa priorytetowa, albo całe miasto będzie pić wodę z plastikowych butelek i beczkowozów.

Ten tekst nie jest lamentem bezradnego mieszkańca — jest ostrzeżeniem. Ostrzeżeniem, że jeśli pozwolimy, by „programy papierowe”, uciążliwości przemysłowe i niedokończone rekultywacje stały się normą, to mieszkańcy stracą nie tylko komfort, ale zdrowie — może nawet życie. Ostrów Mazowiecka potrzebuje odwagi, konsekwencji i wizji — nie tylko deklaracji. A może już jest za późno bo długi siedzieliśmy cicho?

Oczywiście władza powie, że tyle „piniędzy” miasto nie ma, żeby wszystko było tip-top. Oczywiście, jak się chce to są (o czym przeczytacie w wizjonerskim tekście o składowisku odpadów atomowych). Tak, tak, już krzyki ludzi w ogóle protestujących jak tylko usłyszą „atom”. Wiadomo zaścianek świeczka i ogarek. Tylko tutaj na stole są grube miliony, miejsca pracy, rozwój infrastruktury na co najmniej 100 lat. Miasto może wybierać kierunek: banki, kredyty,obligacje, albo pragmatyczne myślenie i rozwój.

Wybór kierunku rozwoju (lub nierozwoju miasta) należy do nas !